Gdy rodzi się mało dzieci, tak jak w Polsce, poniżej 1,3 dziecka na kobietę w wieku rozrodczym, to pojawia się dywidenda demograficzna. Ta dywidenda przejawia się następująco: rośnie odsetek osób w wieku produkcyjnym, bo jest mniej dzieci, a te są w wieku nieprodukcyjnym. Kobiety uwolnione od koszmaru bycia matką mogą studiować i podjąć pracę, rośnie zasób kapitału ludzkiego oraz rośnie aktywność zawodowa, co jest bardzo pozytywne dla wzrostu gospodarczego. Mniejsza ilość dzieci oznacza większą niepewność na stare lata, nie wiadomo czy będzie komu podać szklankę herbaty staruszkowi, więc trzeba więcej oszczędzać, a to oznacza większe inwestycje, co też jest dobre dla wzrostu.

Otrzymujemy tę dywidendę przez jakiś czas, a potem nadchodzi demograficzne tsunami, które demoluje gospodarkę. Więcej na ten temat w moim dzisiejszym artykule w Rzeczpospolitej. W Polsce właśnie wchodzimy w okres przejściowy, od dywidendy to tsunami.