Dzisiaj jest ciekawy artykuł w Financial Times, pokazujący skalę spowolnienia w Chinach. Wzrost PKB w prowincji Hebei, która odpowiada za jedną czwartą produkcji stali Chin od dwóch dekad oscylował między 9 a 15 procent rocznie. W pierwszym kwartale tego roku wzrost spowolnił do 4 procent.

W artykule przekonują, że to spowolnienie wynika ze świadomej polityki rządu Chin, który chce ograniczyć skalę zanieczyszczeń w tej prowincji. Czyli po prostu kazano im produkować mniej, jednocześnie zwiększając produkcję w innych prowincjach, bo przecież PKB Chin urosło z 1 kw. o ponad 7 procent r/r.

Widać coraz wyraźniej, że polityka nastawiona na wysoki wzrost gospodarczy, która nie odróżnia szybkiego wzrostu od zrównoważonego rozwoju, zaczyna prowadzić do poważnych kłopotów. Tak dzieje się zawsze, gdy rząd wkracza zbyt daleko, głęboko i na zbyt długo w rynek. W krajach Zachodu to samo dotyczy interwencji banków centralnych na rynku finansowym. Mamy pozorną stabilizację, ale jednocześnie narastają potworne patologie, które wkrótce dadzą o sobie znać.

Tak się zresztą dzieje także na poziomie indywidualnym. Życie nastawione wyłącznie na zarobienie pieniędzy, pozbawione innych wartości, często prowadzi do nieszczęśliwego końca. W mojej nowej książce, która ukaże się jesienią pokazuję wyniki badań, według nich do szczęścia potrzebne są dochody 75,000 dolarów rocznie i grupa dobrych przyjaciół. Wyższe dochody już nie poprawiają poczucia szczęścia, podobnie jak przesiadka na dużo lepszy samochód w potwornie zakorkowanym  mieście, w którym nie można swobodnie oddychać z powodu zanieczyszczenia powietrza.