Samolot z Warszawy do Doha był zapełniony może w 1/4. Po raz pierwszy od kilku lat leciałem tak pustym samolotem. To pokazuje, że ten kierunek nie jest w Polsce zauważany jako atrakcyjny. W Qatar Airways podobnie jak w zeszłym roku doskonała obsługa, świetne jedzenie (trzy dania do wyboru w klasie ekonomicznej) i kilka rodzajów win. Odpuściłem lemingowego szardona i poszedłem we włoskie. Kilku Polaków lecących chyba do pracy w Zatoce zamawiali serie kolejek whisky, ale nie jak już popili to nie rozrabiali, tylko grzecznie poszli lulu.

W samolocie skończyłem wstęp do mojej nowej książki, w której przedstawiam 11 wywiadów z właścicielami i prezesami polskich firm, które odniosły globalne sukcesy. Ciekawe,   że z naszego samolotu wszyscy poszli na tranzyt, a do Doha tylko cztery osoby, w tym trzech cudzoziemców. Była duża kolejka do odprawy granicznej, widać ludzi z całego świata. Mały, ale bogaty Katar przyciąga ludzi.

W ciągu roku sporo się zmieniło. Wszędzie coś budują lub remontują, są spore korki wieczorem wokół zatoki. Rok temu katarski MSZ zapłacił za mój bilet w klasie biznes, w tym roku za ekonomiczną. Pomyślałem sobie, że nawet do najbogatszego kraju świata zawitał kryzys. Ale zmieniłem zdanie jak wszedłem do pokoju w hotelu Grand Hyatt w Doha. Nie wiem dla kogo robią takie apartamenty, bo ma trzy pokoje, w sumie jakieś 200 metrów i jeszcze taras z widokiem na zatokę, też ma ze 100 metrów. Trzy plazmy, dwie łazienki. Trochę sporo jak na jedną osobę. Odwołałem kryzys w Katarze.

W limuzynie która nas wiozła jeden z gości mówił, że zmienili miejsce konferencji, nie będzie w Ritzu tuż obok ale w Centrum Kongresowym. Jak podszedłem do biura konferencji w hotelu żeby się spytać, to spojrzeli na mnie dziwnie i powiedzieli że jeszcze za wcześnie, będzie wiadomo jutro. A jutro o 11:00 Emir Kataru otwiera konferencję na której będzie 1000 osób z 80 krajów. I jeszcze nie wiadomo gdzie.To może szokować Europejczyka, ale w krajach arabskich jest naturalne.  Jutro się dowiem, po co mi to wiedzieć dzisiaj, a wszystko i tak będzie perfekcyjnie zorganizowane. To są te tzw. różnice międzykulturowe.

Wątróbka z kurczaka, grillowana rybka prosto z morza, kieliszek Torres,  i można iść spać. Kelner jest Hiszpanem, naturalnie.