Od pół roku prognozuję na tym blogu, że w przyszłym roku dojdzie do załamania dochodów podatkowych (zaczęło się już w tym roku). Wczoraj minister Sami Wiecie Który przyznał że jest ryzyko nowelizacji budżetu w przyszłym roku. To nie ryzyko, to pewność. W kasie państwa zabraknie 20 mld złotych (lub więcej jak recesja się przedłuży), to za dużo żeby upchnąć ten deficyt w ZUSie. Zacznie rosnąć szybko dług publiczny w relacji do PKB, bo PKB nominalny (mianownik) albo się skurczy albo urośnie minimalnie, a licznik urośnie znacząco.

Reakcją na te wydarzenia ma być podwyżka podatków i parapodatków. Opisałem to satyrycznie w dzisiejszym artykule w Fakt-cie. Dla osób, które uznają popularny język ekonomii za zbyt prosty, tłumaczę na trudniejszy. Zgodnie z krytyką Lucasa, po podniesieniu podatków dojdzie do silnych zmian w zachowaniach obywateli, i w wyniku tej optymalizacji podatkowej zakładane wpływy nie zostaną osiągnięte. To z kolei uruchomi kolejną falę podwyżek podatków (VAT do 25%) i kolejne reakcje obywateli: rozwój obrotu bezfakturowego i wysyp fałszywych faktur (co już zresztą się dzieje w tym roku na dużą skalę), szukanie tarcz podatkowych – symboliczne domopiramidy, lub patologizacja życia społecznego – symboliczne śmieciolasy.

Deficyt będzie nie tylko w budżecie, ale zabraknie pieniędzy także w ZUS i NFZ. Jak ktoś się wybiera na operację, to lepiej w pierwszej połowie roku, bo potem NFZ nie błędzie płacił szpitalom. Przewiduję też kolejne zamieszanie z refundacją leków z powodu braku pieniędzy.

Obecny model rozwoju Polski sprawdza się tylko wtedy, jak płyną miliardy euro od niemieckiego i holenderskiego podatnika. Jak jałmużna się kończy, to żebrak (struktury polskiego państwa) zaczyna głodować. A horda głodnych żebraków może napaść na uczciwego obywatela i go pobić i okraść. Pilnujmy naszych portfeli w przyszłym roku.