Podczas gdy spekulanci na rynkach finansowych z zaciśniętymi zwieraczami oczekują na wystąpienie wielkiego BeBe, które jeżeli będzie miało jakiekolwiek znaczenie to najwyżej na kilka dni, ekonomiści powinni patrzeć na to co faktycznie ma znaczenie.

Podczas konkursu o nagrodę Revere Award in Economics zidentyfikowano 12 ekonomistów, którzy publicznie ostrzegali przed nadchodzącym kryzysem 2008 roku. Mimo że medialnie najbardziej jest znany jest Nouriel Roubini, nazywany dr Zagłada, to nagrodę otrzymał Australijczyk, Steve Keen. Był jedynym spośród ostrzegających, który opracował model ekonomiczny, który pokazał co może się zdarzyć. To była poprawiona wersja modelu Haymana Minsky. Polecam książkę Stevea Keena, która ukazała się w zeszłym roku (Debunking economics),  w której tłumaczy dlaczego inni nie dostrzegali nadchodzącego kryzysu, a jego model to przewidział. Ba, przewidział nawet, że kryzys będzie poprzedzony okresem „wielkiego uspokojenia”.

Steeve Keen pokazuje dlaczego tacy ekonomiści jak Bernanke i Krugman, nie zrozumieli na czym polegał Wielki Kryzys, ponieważ zostali wychowali na ekonomii neoklasycznej, która jest stekiem bzdur. W szczególności, ekonomiści nie rozumieją kluczowego aspektu teorii Minskiego, według której banki kreują pieniądz „z powietrza” i dlatego przyrost długu prywatnego zwiększa popyt.  Ekonomiści neoklasyczni zakłądają, że dług jest transferem od jednych do drugich (mój kredyt to twoje oszczędności) i efekt makroekonomiczny długu można pominąć. Lektura książki jest ciekawa dla ekonomisty, bo Keen bierze na warsztat znane artykuły Bernanke i Krugmana i rozprawia się z nimi szczegółowo, pokazując jakie absurdy powypisywali ci znani ekonomiści. Ale nie o tym chciałem pisać, chętnych zapraszam do lektury ww. książki.

Chciałem pisać w bardzo uproszczony sposób na czym polega rozumowanie Keena. Otóż liczy on zagregowany popyt, czyli sumę nominalnego PKB i przyrostu długu dla sektora prywatnego i pokazuje jakie są zmiany tak liczonego popytu. Okazuje się, że te zmiany w powiązaniu z ogólnym poziomem długu pozwalają przewidzieć boom, recesję i krach. W szczególności tuż przed krachem udział przyrostu długu w zagregowanym popycie wyniósł 28 procent, najwięcej w historii USA. Nie wchodzą w szczegóły, model który przewidział krach w 2008 roku, przewiduje również, że dopóki ogólny poziom długu nie zostanie obniżony, będą dominować recesje na krótko przerywane okresami ożywienia. A proces delewarowania będzie trwał dekadę.

Przeprowadziłem szybkie obliczenia dla Polski. Co prawda skala zadłużenia Polski jest o wiele mniejsza niż USA, tam dług sektora prywatnego przekroczył 300 procent PKB, podczas gdy w Polsce „tylko” nieco ponad 50 procent PKB. Więc efekty delewarowania dla wzrostu nie będą tak silne jak w USA czy Europie zachodniej, ale mogą być znaczące. Wykres powyżej pokazuje szybkie obliczenia „na odwrocie koperty” jak był udział przyrostu długu prywatnego w popycie w kwartałach w minionej dekadzie. W 2008 roku ten udział sięgnął 20 procent (plus minus, bo dane trzeba odsezonować, oczyścić z efektów kursu walutowego  etc. a ja nie mam na to ani czasu ani ochoty, bo to nie zmieni wniosków).

Po ekscesach z 2008 roku, mieliśmy lekki spadek a potem bardzo umiarkowane wzrostu popytu generowanego z przyrostu długu. W 2011 roku nastąpiło „ożywienie” a teraz mamy ponownie zapaść. Dane obejmują II kwartał, mamy też dane za o kredycie za lipiec, gdzie nastąpił znaczący spadek nominalnej wartości należności. Z drugiej strony banki informują o planach poluzowania polityki kredytowej w III kwartale. Jak będzie zobaczymy, ale brak ożywienia kredytu może oznaczać stagnację lub recesję w Polsce.

O ile w przypadku Polski można sobie gdybać, to w przypadku strefy euro nie ma żadnej wątpliwości. Model Keen-Minsky przewiduje dekadę delewarowania i recesji. I żadne łamańce Super Mario nie pomogą.

Żeby zrozumieć dlaczego nie pomogą, trzeba zrozumieć dlaczego Wielki BeBe i doradcy Obamy nie znają się na ekonomii, albo mówiąc precyzyjnie, znają się na błędnej ekonomii. Otóż wielki BeBe dał setki miliardów dolarów bankom, bo – jak stwierdził Obama – jeden dolar dany bankom to kilka dolarów kredytu dla gospodarki, więc efekt będzie większy niż gdyby te pieniądze dać ludziom. Okazało się, że efekt był żaden, to znaczy jedyni którzy zyskali to banksterzy. Efekt byłby znacznie lepszy dla gospodarki gdyby te pieniądze rozdać ludziom. Ale wielki BeBe udaje że tego nie widzi, i dalej polega na błędnej teorii i mnożniku pieniężnym , która nie działa. To znaczy nie działa jako lek na kryzys, ale działa dobrze na bonusy banksterów, co pokazały ostatnie dane. I chyba o to chodzi wielkiemu BeBe.

Jakie wnioski. Czeka nas stracona dekada, bo to właśnie oznacza delewarowanie, i nie zmieni tego żadna skala druku pieniądza. Tutaj jest czerwcowy wywiad ze Stevem Keenem.

Zauważam, że mamy obaj bardzo podobne poglądy. Ja od dwóch lat postuluję żeby proces delwarowania szybko zakończyć poprzez kontrolowane bankructwa krajów i banków. To samo mówi Keen. On dodaje jeszcze, że proces delewarowania skońćzy się, gdy aktywa banków w USA i Europie spadną do jednej trzeciej obecnej wielkości. Zatem jesteśmy dopiero na początku długiej i wyboistej drogi.