Przeczytałem Wieloletni Plan Finansowy Państwa, który został sporządzony po raz pierwszy w historii Polski. To dobrze, że powstał taki dokument. Ma zalety i wady, o czym poniżej.

Najpierw o zaletach. Po raz pierwszy podjęto próbę połączenia zarządzania strategicznego krajem z finansami państwa. Widać jakie są priorytety polityki kraju, jakie cele chcemy zrealizować i jakie środki na to przeznaczamy. Teraz jest bardzo ważne, żeby skaskadować te cele w dół, do ministerstw, samorządów, funduszy i agencji, w taki sposób, żeby skoncentrować środki na działaniach priorytetowych, i ograniczyć wydatki na działania zbędne. Do tego służy budżet zadaniowy, który powinien pozwolić na ograniczenie wydatków i wesprzeć rząd w działaniach prowadzących do uniknięcia przekroczenia progu długu publicznego do PKB w wysokości 55%. Powinien, ale będą z tym kłopoty o czym poniżej.

Kolejna obserwacja, to fakt, że dług publiczny Polski dramatycznie rośnie. W latach 2008-2013 dług ma wzrosnąć z 595 mld złotych do 921.5 mld złotych. Wydaje się, że jest to szacunek zbyt optymistyczny, ze względu na zbyt optymistyczne założenia wzrostu gospodarczego i zatrudnienia, zbyt optymistyczne szacowanie deficytów poza budżetem państwa i nie uwzględnienie deficytu i długu który powstaje w takich miejscach jak Krajowy Fundusz Drogowy czy państwowy sektor ochrony zdrowia. Zbyt optymistycznie założono też dochodu podatkowe,  a dodatkowo prognozowane wpływy z podatku VAT w 2012 i 2013 roku wydają się oderwane od założeń makroekonomicznych. Jeżeli w okresie prognostycznym do 2013 roku globalna gospodarka doświadczy kolejnego spowolnienia, co jest przewidywane przez wielu ekonomistów, a złoty się osłabi, to dług publiczny w 2013 roku może przekroczyć jeden bilion złotych i nie tylko 55% PKB, ale nawet 60% PKB zapisane w konstytucji. Zastanowienie budzi też nagłe obniżenie dynamiki wydatków w 2013 roku (ich realny spadek), w ostatnim roku cyklu prognostycznego, co będzie trudnie do uzyskania i może rodzić ryzyko silnego spowolnienia wzrostu gospodarczego. Znacznie bardziej bezpieczne i wiarygodne byłoby obniżenie dynamiki wydatków w całym okresie planowania. Dlatego w sumie bardzo prawdopodobny wydaje się scenariusz dalszych podwyżek podatków.

Pomimo pewnej poprawy, zwraca uwagę niska jakość wskaźników, które zostały wybrane do pomiaru jakości realizowanych zadań przez sektor publiczny. Widać też wyraźnie, że wskaźniki powstawały w sposób silosowy – każde ministerstwo sobie –  i są rażąco niespójne. Na przykład pyta się Polaków o jakość realizowanej polityki zagranicznej, co jest bardzo trudne do oceny przez obywateli, a nie pyta się o jakość różnych aspektów polityki wewnętrznej, co jest o wiele łatwiejsze do oceny, Na przykład przeciętny Polak może o wiele łatwiej ocenić jakość pracy urzędników lub służby zdrowia, bo korzysta z tych usług, a znacznie trudnie mu ocenić jakość działania dyplomacji, bo niby na jakiej podstawie.  Mam nadzieję, że proponowane wskaźniki mogą jeszcze ulec zmianie, dlatego poniżej przedstawiam kilka propozycji które mogą poprawić jakość i efektywność wykorzystania środków publicznych. Propozycje podaję na końcu w takie kolejności, jak funkcje państwa omawiane w dokumencie.

Zupełnie niezrozumiałe jest ustalenie niektórych wskaźników w taki sposób, że sankcjonujemy złe funkcjonowania państwa. Na przykład, w ciągu czterech lat na zapewnienie bezpieczeństwa wewnętrznego wydamy ponad 40 mld złotych, a prognozuje się wzrost zagrożenia przestępczością, zresztą w 2009 roku wskaźnik przestępczości w Polsce wzrósł.  To znaczy że te pieniądze zostaną źle wydane. Rząd planuje też poniesienie sromotnej porażki w walce z ubóstwem, bo chociaż wskaźnik ubóstwa ma się nieznacznie obniżyć, to rząd planuje że s pomocy społecznej będzie korzystało w 2013 roku 1.5 mln rodzin, czyli tyle samo co w 2010 roku. A przypomnę, że na zabezpieczenie społeczne i wspieranie rodziny w sumie wydamy ponad 260 mld złotych w latach 2011-2013, głównie w postaci wydatków sztywnych, których rząd nie chce reformować.

Jest to też przykład zupełnej niespójności wskaźników, ponieważ rząd planuje znaczący wzrost aktywności zawodowej i zatrudnienia, co powinno znacząco ograniczyć liczbę rodzin korzystających z opieki społecznej i zarazem liczbę pracowników opieki społecznej, która silnie rosła w minionych latach.

Teraz trochę o miernikach.

Państwo w Polsce jest źle zarządzane, czego jaskrawym przykładem jest nieufność obywateli wobec rządu i dramatyczny wzrost zatrudnienia w administracji publicznej, co oznacza brak szacunku dla pieniędzy obywateli. Tymczasem nie planuje się żadnego miernika jakości wykonania tego zadania. Jakość zarządzania można mierzyć na przykłąd liczbą wdrożonych reform, albo zaufaniem obywateli do rządu i parlamentu.

Mierniki celu zapewnienia bezpieczeństwa publicznego są zupełnie niezrozumiałe dla konsumenta tych usług, czyli obywatela. Jeden miernik zakłada wzrost przestępczości, kolejny zakłada spadek wykrywalności przestępstw, kolejny mówi coś o aktualności procedur. Powinniśmy natomiast zakładać spadek przestępczości i wzrost wykrywalności. Innymi słowy po lekturze tego dokumenty przestępcy z całego świata powinni wybrać się do Polski, na szczęście oni nie czytają kwitów rządu RP.

W edukacji należy pochwalić jako cel upowszechnienie edukacji przedszkolnej, ale widać, że MEN zupełnie nie czyta opracować powstałych na zmówienie innych ministerstw, co potwierdza silosową kulturę działania polskiego rządu. Jak wskaźnik MEN zakłada wzrost odsetka osób z wyższym wykształceniem w aktywnych zawodowo ogółem. Po pierwsze aktywizować należy przede wszystkim osoby bez wykształcenia, bo ich szanse na znalezienie pracy bez aktywnych form wsparcia są niewielkie. Po drugie, jak pokazało opracowanie wykonane przez Erst&Young i IBnGR na zlecenie MNiSW, polskie szkoły wyższe poszły na ilość i produkują absolwentów z wyższym wykształceniem, którzy nie mają podstawowych kompetencji do podjęcia pracy, nic dzianego że potem na potęgę się dokształcają w szkołach policealnych. Dlatego miara wybrana przez MEN nie dość, że jest bez sensu, to jeszcze jeżeli zostanie potraktowana poważnie, może prowadzić do pogłębienia patologicznych zachowań w polskim szkolnictwie wyższym. Jak mierzyć efektywność kształcenia, najlepiej wzrostem wskaźnika zatrudnienia wśród absolwentów, i dodatkowo uzależnić dofinansowanie szkół wyższych i zawodowych od poprawy tego wskaźnika wśród ich absolwentów. Ja rozumiem, że Ministerstwo Finansów opracowało ten dokument w takim trybie, że ministrowie nie mieli czasu przeczytać porządnie celów jakie stawiają sobie inni ministrowie, ale nie można zgadzać się na mierniki które pogłębiają polskie patologie.

Mam podobne uwagi do wielu mierników, ale nie mam więcej czasu na poprawianie powielanych z roku na rok błędów, które już się utrwaliły w budżecie zadaniowym i ciężko będzie je wyplenić. Ale o jeszcze jednej funkcji państwa muszę napisać. Na planowanie strategiczne i obsługę administracyjną i techniczną w latach 2011-2013 planu się wydać prawie 10 mld złotych. Po pierwsze ta funkcja chyba jest źle zdefiniowana, bo powinna obejmować fundusz płac wszystkich urzędników, a tak nie jest. Po drugie nie planuje się tutaj żadnego miernika. To już jest prawdziwe kuriozum, w świetle danych GUS które mówią, że w ciągu minionych pięciu lat do marca 2010 roku zatrudnienie w administracji publicznej, ZUS i obronie narodowej łącznie wzrosło o ponad 100 tysięcy etatów i dalej szybko rośnie. Najprostszą miarą efektywności realizacji tej funkcji państwa będzie liczba etatów, i należy bezwzględnie założyć ich coroczne obniżenie.

W sumie dobrze, że taki dokument powstał. Źle że planowanie strategiczne jest słabo powiązane z wartościami mierników, że powiela się błędy z zeszłorocznego budżetu zadaniowego i że wiele mierników jest niskiej jakości, generuje patologiczne zachowania, lub po prostu brak najbardziej potrzebnych mierników jak obniżenie liczny zatrudnionych w administracji publicznej.

Rząd ma jeszcze czas żeby poprawić te błędy zanim przedstawi budżet we wrześniu 2010 roku. Na razie rząd planuje, że Polska będzie krajem w który przestępczość rośnie, uczelnie wyższe produkują niedouczonych absolwentów, liczba rodzin żyjących w skrajnym ubóstwie nie maleje, a liczba urzędników dalej rośnie. I to właśnie mają finansować obywatele z coraz wyższych podatków?

Szkoda że premier Tusk nie przedstawił tych wskaźników w Sejmie, bo można by mu zadać kilka pytań i debata byłaby merytoryczna, a tak było jak zwykle.