Poniżej felieton, który dotyczy finansów publicznych, a który nie spodobał się w Dzienniku GP. Może o finansach publicznych nie wypada pisać z przymrużeniem oka.

* * *

Reguła pytaniowa

Jacuś miał w podstawówce wspaniałą reputację. Skończył świetne przedszkole, w którym uczyli nawet mnożenia do stu, a inni, po zwykłych mniej prestiżowych przedszkolach  ledwo dodawali na palcach do dwudziestu. Miał świetny pijar, mówił nienaganną polszczyzną, miał nieskazitelne maniery, zawsze wiedział jaki kompot pasuje do mielonego, a jaki do zrazów w szkolnej stołówce. Widać było od razu, że jest mądrzejszy od innych uczniów. Sam uważał, że jest najmądrzejszy, a nauczyciele mogą najwyżej za nim nosić skórzana teczkę, od designera Maxi Mega Cool.

Jacuś wiedział, że wizerunek jest najważniejszy, a jak jest naprawdę, czyli real,  ma drugorzędne znaczenie. Dlatego zamiast się uczyć, Jacuś cały czas poświęcał na wspieranie swojego wizerunku. A był w tym bardzo dobry. W domu opowiadał rodzicom, że zbiera pochwały na każdej lekcji, że materiał ma w małym palcu u lewej nogi, a na niektórych lekcjach poprawia błędy, które nauczyciele robią na tablicy.  Do kolegów w klasie przemawiał nienaganną polszczyzną, nieustannie ich pouczając. Wobec nauczycieli miał inną strategię. Każdemu mówił to co nauczyciel chciał usłyszeć. Ta pijarowska strategia spowodowała, że Jacusia wybrano na przedstawiciela samorządu uczniowskiego mimo że chodził dopiero do drugiej  klasy.

Ale taka strategia skupienia się na pijarze i ignorowania nauki spowodowała, że przewaga wiedzy którą zdobył Jacuś kończąc dobre przedszkole szybko skurczyła się do zera, a potem inni koledzy zaczęli wyprzedzać Jacusia pod względem wiedzy. Ale Jacuś tego nie dostrzegał, w głębi duszy uważał się za geniusza, więc nie potrzebował się uczyć. Ale żeby nie dostawać złych stopni, wymyślił regułę pytania uczniów, nazywał ją regułą pytaniową. Reguła polegała na tym, że nauczyciele pytali dzieci według listy w dzienniku, od nazwiska na „A” do nazwiska na „Z”, ale przeskakując nazwisko na „R”, bo na taką literę zaczynało się nazwisko Jacusia. Jako przewodniczący samorządu studenckiego zgłosił tę regułę jako propozycję na radę pedagogiczną. Nauczyciel matematyki zwracał uwagę, że to niedobra reguła, bo dzieci z nazwiskami na „R” nie będą pytane, więc nie będą miały stopni, dziwił się że w ogóle rada się zastanawia nad taką bzdurą. Ale Jacuś miał świetną opinię u nauczycieli historii i polskiego, i co najważniejsze, był pupilkiem dyrektorki, więc rada zgodziła się tą regułę pytaniową przyjąć. Dzięki temu, Jacuś nie był pytany i nikt się nie zorientował, że w ogóle się nie uczy i nic nie umie.

Jacuś chodził nadęty jak paw. Inni ciężko pracowali, żeby opanować materiał, a on grał na gejmboju, zbijał bąki, czytał komiksy. Inni to frajerzy – czasami myślał – ja to się potrafię ustawić. Ale nieuchronnie zaczął się zbliżać termin pierwszego sprawdzianu. Jacuś zrozumiał, że reguła pytaniowa nie wystarczy, i że sprawdzian skończy się dal niego katastrofą, więc podjął desperacką próbę opóźnienia sprawdzianu. W dniu sprawdzianu zorganizował nieoczekiwane zebranie samorządu studenckiego, który długo obradował, więc Pani wychowawczyni przesunęła sprawdzian na za tydzień. Wtedy udał że zachorował, został w domu i nie pisał klasówki. Ale w końcu zabrakło mu pomysłów i musiał napisać sprawdzian. Okazało się że nic nie umie i dostał ledwie pięć punktów na czterdzieści. Nauczyciele byli w szoku, okazało się, że ich najlepszy uczeń w ogóle się ni uczył i nic nie umie. Zrozumieli, ze reguła pytaniowa była bzdurą, a jej celem było oszukanie nauczycieli. Jacuś został też pozbawiony funkcji przewodniczącego samorządu szkolnego. Wizerunek prymusa załamał się jak domek z kart. Teraz, gdy inni grali w piłkę i jeździli na rowerze, Jacuś całymi dniami i wieczorami musiał siedzieć nad książkami i nadrabiać zaległości.

A najgorsze było to, że tata Jacusia, który był bardzo surowy, wlepił Jacusiowi pięć pasków i zabrał kieszonkowe na pół roku. Jacuś trzymając się za bolący tyłek z zazdrością obserwował jak inni jedzą lody i kupują sobie batony, a on nie miał pieniążków na te frykasy. Jego upadek z piedestału pijaru na dno realu był bardzo bolesny.