Tragedie jednoczą Polaków. Sympatycy PO, PiS, innych partii i ci którzy przestali oglądać telewizję jednakowo idą na Krakowskie Przedmieście zapalić znicz  pod Pałacem Prezydenckim.

W 1997 roku Wrocław dotknęła straszliwa tragedia, powódź zalała miasto. Wszyscy mieszkańcy, niezależnie do zawodu, wyznania, statusu czy poglądów ramię w ramię ratowali miasto ukłądając wały z worków z piaskiem. Prezydent Wrocławia, Rafał Dutkiewicz mówił mi, że ta wspólna niedola zjednoczyła mieszkańców i pozwoliła zbudować kapitał społeczny, dzięki któremu miasto odnosi sukcesy.

Pojawia się pytanie, czy podobnie jak Wrocław, który wzniósł się po tragedii, czy polska klasa polityczna może wznieść się ponad podziały i kłótnie, i czy  dla uczczenia osób, które zginęły w katastrofie może ustanowić rząd i Sejm zgody narodowej. Bo poza modlitwą w sferze duchowej, nie ma lepszego hołdu dla ofiar katastrofy w sferze materialnej niż wspólne budowanie silnej gospodarczo Polski, zaniechanie dawnych sporów i waśni, i budowanie przyszłości na wspólnych celach. Mam nadzieję że jest to możliwe.

Piszę o tym dlatego, że mimo żałoby narodowej już pojawiły się głosy, które powracają do dawnych konfliktów, dawnych podziałów, które jątrzą. To droga donikąd. Ku przestrodze, politykom dedykuję tekst posenki Jacka Kaczmarskiego, Samosierra:

Pod prąd wąwozem w twarz ognistym wiatrom

Po końskie brzuchy w nurt płynącej lawy

Prze szwoleżerów łatwopalny szwadron

Gardła armatnie kolanami dławić

W mokry mrok topi głowy szwoleżerów

Deszcz gliny ziemi i rozbitej skały

Ci co polegną – pójdą w bohatery

Ci co przeżyją – pójdą w generały

Potem twarz z ognia jeszcze nieobeschłą

Będą musieli w szczere giąć uśmiechy

Z oczu wymazać swoją hardą przeszłość

Uszy nastawiać na szeptów oddechy

Zwycięskie piersi obciążą ordery

I wstęgi spłyną z ramion sytych chwały

Ci co polegli – idą w bohatery

Ci co przeżyli – idą w generały

Potem zaś czyści w paradnych mundurach

Galopem w wąwóz wielkiej polityki

Gdzie w deszczu złota i kadzideł chmurach

Pióra miast armat państw krzyżują szyki

I tylko paru nie minie pokuta

W mrowisku lękiem karmionych koterii

I nieść będą ciężar wytrząśniętej z buta

Grudki zaschniętej gliny Somosierry

Ale twarz z ognia jeszcze nieobeschłą

Będą musieli w szczere giąć uśmiechy

Z oczu wymazać swoją hardą przeszłość

Uszy nastawić na szeptów oddechy

Nie ten umiera co właśnie umiera

Lecz ten co żyjąc w martwej kroczy chwale

Więc ci co polegli – poszli w bohatery

Ci co przeżyli – muszą walczyć dalej