Apostata rozpoczął swoim komentarzem do poprzedniego wpisu poważną debatę ekonomiczną, która pokazuje, że obecna polityka gospodarcza przypomina pańszczyźniany wyzysk młodego pokolenia. Poniżej wpis Apostaty i moja odpowiedź.

  • Apostata:

Moim zdaniem wypowiedź w wywiadzie na temat starzenia się polskiego społeczeństwa nosi znamiona bezrefleksyjnego powtórzenia obiegowej opinii. W rzeczywistości korzyści z malejącej populacji przewyższają przejściowe koszty niekorzystnej struktury demograficznej. Wynika to z działania prawa malejących przychodów w skali gospodarki narodowej. Krańcowa produktywność pracowników jest malejąca, bo dysponują oni skończonymi zasobami surowców, ziemi, odporności ekosystemów i infrastruktury wypracowanej przez poprzednie pokolenia. O stromym spadku krzywej krańcowej produktywności świadczy choćby wysokie bezrobocie i poruszona tu już kwestia emisji dwutlenku węgla. Wzrost populacji będzie więc skutkował spadkiem przeciętnego dobrobytu mieszkańca, wliczając w to populację emerytów.

Prawdziwy problem nie dotyczy malejącej populacji, tylko wadliwie skonstruowanego systemu emerytalnego, który dusi gospodarkę nawet w wypadku relatywnie młodej populacji.

Kapitałowy system emerytalny jest poronionym pomysłem, który można rozbić na dwa komponenty. Jeden z nich to obligacje w portfelach OFE, które od systemu repartycyjnego różnią się tylko tym, że kosztują o niebo więcej. Drugi to ryzykowne i potencjalnie bardziej zyskowne aktywa w portfelach OFE, które w ogóle nie powinny wchodzić w obszar zainteresowania państwa. Państwo nie może w szczególności nikogo zmuszać do uprawiania hazardu pieniędzmi przeznaczonymi na zaopatrzenie emerytalne i w dodatku ponoszenia znacznych kosztów tego przywileju.

Z kolei repartycyjny system emerytalny jest jedynym, który daje przyszłym emerytom bezpieczeństwo, ale nie jest on rozumiany i jest obecnie wadliwie finansowany. Po pierwsze 3/4 populacji nie jest w stanie zrozumieć, że 2/3 „składki” emerytalnej idzie na finansowanie obecnych emerytur (100% „składki” w przypadku starszych emerytów) i że nie jest to nic złego. Mamy tu do czynienia z podatkiem emerytalnym, który niepotrzebnie usiłuje udawać składkę (wyliczanie wysokości emerytury zależnie od odprowadzonych składek). Budzi to dziwaczne protesty, bo wiele osób sądzi, że wypłacanie emerytur jest kradzieżą ich pieniędzy.

Dochodzi do tego skrajnie nieefektywny sposób finansowania emerytur. Każdy pracownik musi mieć możliwość pochwalenia się jakimiś składkami, by w przyszłości dostać własną emeryturę. Stąd uporczywie utrzymywany pomysł ściągania na emerytury degresywnego podatku dochodowego (tylko do dwuipółkrotności średniego wynagrodzenia i z minimalnym poziomem składek dla przedsiębiorców). Jest to podatek skrajnie szkodliwy dla działalności gospodarczej.

Pełne wykorzystanie pozytywnego zjawiska spadku populacji i przejściowego starzenia się społeczeństwa wymaga efektywnego opodatkowania, czyli finansowania emerytur z podatków nie generujących zniekształceń. Mamy ich do wyboru cały wachlarz: podatek gruntowy, podatki ekologiczne, dochody z emisji pieniądza (pod warunkiem ich ponownego przejęcia przez państwo), opłata przestojowa itd. Te podatki nie są żadnym ciężarem dla gospodarki (przeciwnie, wiele z nich ma pozytywne skutki uboczne), więc nie ma powodu, by upierać się przy opodatkowaniu dobra, jakim jest praca.

Poza tym proponuję także wprowadzić zasadę, że państwo jest odpowiedzialne tylko za minimalną emeryturę, na poziomie niewiele przekraczającym minimum socjalne, równą dla każdego emeryta. Pozwoli to zminimalizować środki budżetowe kierowane na emerytury i zwolnić zasoby na osiągania celów strategicznych. Jednocześnie każdy będzie miał swobodę oszczędzania na wystawniejsze życie na emeryturze, ale będzie zabezpieczony przed ewentualną krótkowzrocznością czy porażką swojej strategii inwestycyjnej.

Chciałbym dodać pewne zastrzeżenia do swojego komentarza zamieszczonego powyżej.

Spadek populacji nie może być oczywiście zbyt szybki, bo wtedy wezmą górę skutki niekorzystnej struktury demograficznej. Nie może być także zbyt głęboki, bo wtedy wezmą górę koszty malejącej specjalizacji i malejącej produkcji intelektualnej. Informacja (np. w formie technologii czy kopiowalnej cyfrowo sztuki i rozrywki) ma tę szczególną cechę, że raz wytworzona może być bez dalszych nakładów z dowolną intensywnością wykorzystywana przez dowolnie dużą liczbę ludzi, co stanowi czynnik redukujący korzyści ze spadku populacji. Obecnie jednak znaczna część ludności Polski i świata nie ma żadnych szans na uczestnictwo w rozwoju nauki i kultury, co oznacza, że w dziedzinie produkcji intelektualnej występują proste rezerwy, które muszą zostać wykorzystane zanim wzrost populacji będzie mógł przynieść jakiekolwiek korzyści w tym zakresie.

Z powyższego wynika, że dla danych warunków występuje populacja optymalna z punktu widzenia maksymalizacji przeciętnego dobrobytu. Występuje także optymalna ścieżka zmian populacji i nie jest to nieskończony wzrost wykładniczy.

  • Moja odpowiedź:

Apostata rozpoczął bardzo poważną debatę ekonomiczną, rzekłbym fundamentalną. Czy w silnie zmieniających się warunkach będziemy respektowali międzypokoleniowe ustalenia? Ta debata ma kilka wymiarów: system emerytalny, wyzwania klimatyczne i energetyczne i demografia. Po kolei.
System emerytalny
Emerytury za 20-30 lat będą wypłacane na takich zasadach, jakie będą obowiązywały za 2030 lat a nie teraz. Jeżeli respektujemy międzypokoleniowe ustalenia, to środki zgromadzone w OFE będą wypłacone w postaci emerytur. Jeżeli jakiś rząd czy parlament, podejmie w trudnych warunkach gospodarczych decyzję, żeby obniżyć emerytury o połowę, bo na więcej nas nie stać, to emerytury będą niższe o połowę. Gdyby Polska była krajem żyjącym w izolacji i miała system repartycyjny (emerytury wypłacamy z bieżących dochodów państwa) to ryzyko takiego scenariusza byłoby wysokie, bo nie możnaby się nigdzie odwołać. Członkostwo w UE to utrudnia, bo istnieje unijny tryb odwoławczy i polskie rządy już wiele spraw przegrały. Oczywiście zawsze można powiedzieć że cała Unia w przyszłości „okradnie emerytów”, ale to jest o wiele mniej prawdopodobne. Tak samo system kapitałowy utrudnia podjęcie takie decyzji, bo oznacza zabranie pieniędzy z naszych kont emerytalnych, co może zakończyć się marszem na „bastylię na Wiejskiej” i gilotynami. Zatem korzyść z OFE jest taka, że mamy większą szansę, że umowa międzypokoleniowa będzie dotrzymana. Z systemu kapitałowego są jeszcze dwie korzyści.
Po pierwsze, głównym „sukcesem” reformy z emerytalnej 1999 roku jest obniżenie stopy zastąpienia, z około 60% do 30%. Jak ludzie zrozumieją, jak to jest mało, to zaczną oszczędzać. W systemie repartycyjnym takie obniżenie stopy zstąpienia było niemożliwe, co prowadziło nas do bankructwa przez duże B. A tak prawie nikt tego nie zauważył.
Po drugie, nasze emerytury mogą zależeć nie tylko od wzrostu PKB Polski i kształtu międzypokoleniowej umowy społecznej, ale także od wzrostu PKB za granicą, tam gdzie możemy inwestować środki zgromadzone OFE. Jednak aby wykorzystać tę szansę trzeba znieść limity. Upraszczając, wtedy OFE mogą zainwestować w krajach o wysokim tempie wzrostu PKB i nasze emerytury mogą być wyższe niż gdyby dzielić tylko nasze PKB między pokolenie aktywnych zawodowo, biernych zawodowo i emerytów. Mamy wtedy też korzyści z dywersyfikacji ryzyka. Jeżeli wierzymy w teorię finansów, to OFE powinny inwestować w globalny portfel rynkowy, czyli zgodnie z jakimś indeksem mierzącym globalną kapitalizację różnych rynków, ale – uwaga – liczonych w naszej walucie bazowej, czyli teraz w PLN a potem w EUR.
Demografia i malejąca populacja
Żeby wyostrzyć moje argumenty posłużę się przykładem. Załóżmy, że jutro lądują kosmici i porywają 20% losowo wybranych Polaków, żeby im zapewnić luksusowe życie w odległej galaktyce. Co się wtedy stanie. Po stronie korzyści mamy: brak korków, niższe emisje CO2, koniec problemów z brakiem energii. Z drugiej strony mamy masowe bankructwa wielu firm, które nagle stracą część rynku zbytu (mniej sprzedanych telewizorów, komputerów, chleba czy strzyżeń u fryzjerów). Wzrośnie też cena pracy, czyli pracodawcy panicznie podkupując sobie pracowników będą im podnosili pensje, a pozostali na Ziemi Polacy będą pracowali po 14 godzin dziennie, żeby wykonać obowiązki za siebie i za porwanych kolegów z pracy. O pracę też będzie bardzo łatwo. W sumie gwałtownie wzrośnie wydajność pracy, wzrośnie dochód na głowę ale spadnie PKB ogółem. Będziemy bogatsi, każdy z nas, ale jako kraj nasz PKB Polski spadnie. Zdesperowani przedsiębiorcy będą ogłaszali się w innych krajach, doświadczymy masowego napływu pracowników z całego świata, szczególnie z biedniejszych regionów, bo w Polsce będzie relatywnie dobrze płatna praca, i łatwo dostępna. Wpływ na budżet będzie zależał od tego kogo zabiorą kosmici, jeżeli padnie w większości na emerytów, to gwałtownie spadną wydatki budżetu, bardziej niż dochody i będziemy mieli olbrzymią nadwyżkę. Jeżeli głównie młodych, do natychmiast zbankrutujemy, zawiesimy wypłaty emerytur i emeryci będą zmuszeni do powrotu do pracy, niezależnie od wieku, żeby nie głodować, czyli gwałtownie wzrośnie wskaźnik aktywności zawodowej i wskaźnik zatrudnienia. Teraz wyobraźmy sobie, że ten sam proces zachodzi powoli, w nieco mniejszej skali, rozłożony na cztery dekady. Nie da się utrzymać homogenicznej struktury narodowej Polski, gdy na świecie przybędzie miliard Afrykanerów i półtora miliarda Azjatów, jakaś część z nich przeniesie się do Europy, w tym do Polski, bo tutaj będą dobre oferty pracy.
Ciekawe jest to, że silne zmiany demograficzne w Europie są spowodowane przez wojny światowe i wyż demograficzny po II wojnie, którego trzecie echo terach wchodzi na rynek pracy oraz przez zmiany kulturowe. Ponadto 100-150 lat temu dziecko wcześnie zaczynało pracę i rodzicom opłacało się mieć dużo dzieci, bo już po kilku-kilkunastu latach dziecko zaczynało pracować (pomagać na roli lub jako sprzedawca gazet) i zarabiało na rodzinę, podnosząc jej łączny dochód. Teraz dziecko to ciąg olbrzymich wydatków przez 20-30 lat, bo tyle trwa kształcenie, więc nie opłaca się mieć dzieci. Do tego dochodzi jeszcze system emerytalny, który tworzy iluzję, że na emeryturze będziemy mieli dochody wystarczające na godne życie. Gdybyśmy stosowali system emerytalny Bismarcka, to dzisiaj wiek emerytalny powinien wynosić jakieś 80 lat dla mężczyzn i 85 lat dla kobiet, a za dwa pokolenia 90 i 95 lat (co drugie dziecko które rodzi się dzisiaj ma oczekiwany czas życia 100 lat).
W końcu, prognozy demograficzne GUS pokazują, że niektóre obszary będą się wyludniać (np. okolice Lublina) a ludność Warszawy będzie rosła. Więc na przykład stolica nie doświadczy korzyści z malejącej populacji, raczej będą w narastały nierówności, jeszcze silniej niż do tej pory, przerysowując, w Lublinie będą stały opuszczone rudery a w Warszawie będą jeszcze większe korki niż dzisiaj (chociaż nie wiem co będzie stało w tych korkach, może jakieś wodorowe samojedy).
Jeżeli zakładamy, że dodatnie korzyści względem skali dla wiedzy będą się dalej ujawniały, ale tam gdzie jest dzisiaj niewykorzystana populacja (co sugeruje Aposteta w drugim poście) to wzrost będzie tam gdzie powstaną innowacje, czyli w Azji, i tam będą czerpali korzyści z postępu technologicznego.
Wyzwania klimatyczne i energetyczne
W Polsce może zabraknąć prądu za kilka lat. To jest też część umowy międzypokoleniowej, którą teraz łamiemy. Za cenę wysokich wydatków bieżących odkładamy w czasie potrzebne inwestycje, czyli teraz konsumujemy więcej, ale narażamy przyszłe pokolenia na dyskomfort życia w miastach bez prądu. To samo dotyczy emisji CO2 i problemu wspólnego pastwiska (kobiecy Nobel z ekonomii). Wobec braku reguł i systemu kar, przeszłe i obecne pokolenia wykorzystały limit emisji CO2 (w USA i Europie) i teraz mówią przyszłym pokoleniom Chińczyków i Hindusów, dla was już nic nie zostało, nie macie prawa kupować samochodów i chłodzić domów klimatyzacją w lecie. Macie żyć mniej komfortowo niż my żyliśmy, sorry, kto pierwszy ten lepszy, zjedliśmy całą trawę z pastwiska i zapomnieliśmy o nawożeniu, więc dla was nic nie zostało. Pomijam kwestię udowodnienia czy global warming to wina człowieka czy efekt cyklu plam na słońcu.

Teraz o rozwiązaniach. Albo pochylimy się poważnie nad problemem demografii i będziemy mieli mądrą politykę stabilizacji populacji (więcej dzieci albo więcej pożytecznych imigrantów – najlepiej takich którzy skończą studia w Polsce) albo możemy sobie to odpuścić, ale wtedy musimy zmienić system emerytalny. Albo w taki sposób jak sugeruje Aposteta, przez wprowadzenie minimalnej emerytury, która pozwala uniknąć głodu, finansowanej podatkami które są neutralne. Albo wydłużamy wiek emerytalny i jakość jednak wiążemy przyszłą emeryturę z poziomem dochodów uzyskiwanych w ciągu życia zawodowego. Nie możemy pozostawić ludzi samym sobie (oszczędźcie sobie sami) bo wtedy pojawi się problem pasażera na gapę w mega-skali, ludzie słusznie założą, że mogą nic nie odkładać, a państwo i tak im coś wypłaci, bo nie pozwoli na masowe zgony z głodu na ulicy. Ten problem oczywiście załatwia propozycja Apologety, i dlatego warto ją brać pod uwagę jako jedno z możliwych rozwiązań. Pytanie tylko co jest dzisiaj politycznie możliwe do przeprowadzenia.
I tutaj dochodzimy do demokracji. Na razie relatywnie młodzi ludzie mają liczebną przewagę i mogą wpływać na wybory polityczne. Za 20-30 lat, seniorzy wybiorą sobie taki parlament, który uchwali przepisy dobre dla seniorów, w domyśle wysokie podatki dla mało licznego młodego pokolenia, żeby mieć z czego finansować emerytury. Czyli mamy inny problem niż opisany powyżej, łamanie umowy międzypokoleniowej może polegać nie na odebraniu emerytur, tylko na gnębieniu młodego pokolenia przez pokolenie seniorów, żeby zapewnić sobie utrzymanie standardu życia. Przykłady takich działań są na całym świecie, nacjonalizacja systemu emerytalnego w Argentynie, czy chocholi taniec obecnego rządu wokół Funduszu Rezerwy Demograficznej. Okres przesuwania się siły głosów z pokolenia młodych do pokolenia seniorów to będzie bardzo poważny test dla wielu demokracji w Europie. Pokolenie seniorów musi jednak pamiętać o ryzyku „efektu Bastylii” opisanego powyżej.
Podsumowując. Już od dawna nie respektujemy umów międzypokoleniowych (klimat, energia). Problem ten może się nasilić w kolejnych dekadach, ponieważ obejmie również systemy emerytalne i finanse publiczne. Aby sobie z tym poradzić trzeba albo zmienić demografię (stabilizacja populacji, trudne do wykonania), albo zmienić systemy emerytalne (później na emeryturę, mniejsze emerytury), albo gwałtownie przyspieszyć postęp technologiczny, który zniesie ograniczenia zasobowe (co jest wiązane z dramatyczną zmianą stylu życia).

Rozpisałem się, mam nadzieję że to nie koniec debaty. Zapraszam do dyskusji.