Międzynarodowa Agencja Energii opublikowała dzisiaj raport p.t. “Perspektywy technologii energetycznych. Scenariusze do 2050 roku”. Mogę się założyć o butelkę wina z najwyższej półki, że żadna gazeta o tym nie napisze w poniedziałek, a jak już napisze to będzie na 15 stronie i zajmie 3 linijki. Im dłużej obserwuję publiczną debatę ekonomiczną w Polsce tym bardziej jestem przekonany, że obserwujemy “marsz ślepych”. Poświecamy całe strony temu czy spadek produkcji w danym miesiącu był przejściowy, czy wzrost PKB będzie 5 czy może 6%, czy RPP podniesie stopy procentowe w maju czy w czerwcu, a w 2008 roku raz czy dwa razy. W świetle wyzwań o których pisze MAE w swoim raporcie wszystkie wymienione wyżej zdarzenia ekonomiczne są zupełnie bez znaczenia. Dla porządku, żeby uprzedzić pytania od razu napiszę, że RPP będzie musiała podnieść stopy procentowe w 2008 roku bardziej niż dzisiaj oczekują rynki. Nie wiem czy to jest powszechna wiedza, ale Gabinet Cieni RPP , który składa się ze studentów SGH podniósł stopy procentowe w maju, a prawdziwa RPP nie. Moim zdaniem studenci mieli rację.

A teraz dlaczego uważam, że raport MEA zasługuje na artykuł na pierwszej stronie w największych polskich gazetach. Otóż, MEA stwierdza, że aby uniknąć armagedonu, czyli dalszego wzrostu emisji CO2 i takiego wzrostu temperatury naszego globu, który będzie prowadził do kataklizmu środowiskowego i gospodarczego (ponad miliard ludzi z powodu braku wody będzie musiało się przenieść, setki milionów zginą w katastrofach klimatycznych) potrzebny jest rozwój technologii które radykalnie ograniczą zużycie ropy naftowej i węgla. Aby to osiągnąć, cena prawa do emisji jednej tony CO2 powinna wynosić pomiędzy 200$ a 500$, w zależności od tego jak szybko pojawią się przełomowe innowacje. To jest jakieś od 5 do 10 razy więcej niż ich obecna cena rynkowa.

Ponieważ debata w Unii Europejskiej na temat sposobu płacenia ze emisje CO2 przewyższające poziom wynikający z porozumienia z Kyoto po 2013 roku ciągle trwa trudno ocenić jakie są skutki finansowe takich szacunków dla Polski. Ale licząc spod grubego palca, w 2005 roku emisja CO2 Polski wynosiła 285 mln ton, to jeżeli do 2020 roku mamy obniżyć emisję o 20%, wówczas według cen przewidywanych przez MEA może to nas kosztować od 11 do 28 mld dolarów rocznie (zakładam, dość realistycznie, że wszystko na co stać kraj na takim etapie rozwoju jak Polska to utrzymanie emisji lub nawet pewien wzrost, więc prawa do emisji ponad limit trzeba będzie kupić). Przypomnę, że PKB Polski w 2008 roku wyniesie około 550 mld dolarów, czyli w dłuższej perpesktywie mówimy o bezpośrednim koszcie dla gospodarki w wysokości 2-3% PKB rocznie. Koszty w rachunku ciągnionym są o wiele większe (bo takie obciążenia producenci muszą sobie odbić na konsumentach, wzrośnie inflacja, bank centralny będzie musiał podnieść stopy, więc wzrost gospodarczy się obniży).

Polska jest w szczególnie trudnej sytuacji. Mało kto wie, że za najdalej pięć lat w Polsce zabraknie prądu, bo od czasów późnego Gierka prawie nie zwiększano mocy wytwórczych energetyki. Starsze pokolenie pamięta jeszcze dwudziesty stopień zasilania, za kilka lat młode pokolenie sobie uzmysłowi jak to jest, gdy wieczorem nie można odpalić Internetu, bo zwyczajnie nie ma prądu. Ktoś zapyta, jak to możliwe, że nikt nie pomyślał kilka lat temu, że może zabraknąć prądu i że trzeba rozpocząć inwestycje w nowe bloki energetyczne, bo te inwestycje trwają ponad 5 lat. Nie wiem jak to możliwe, to ślepota strategiczna jakaś. Politycy tak się zapatrzyli w słupki popularności, że niewiele zza tych słupków widzą. A czy ktoś się zastanowił jak my zorganizujemy euro 2012 bez prądu. Jak Platini przyjeżdża do Polski kontrolować postępy w budowie to zadaje złe pytania. Zamiast pytać czy będzie stadion na czas powinien spytać, a prąd będzie? Może na oświetlenie stadionów i na transmisję w telewizji prąd będzie, ale potem goście wrócą do ciemnych hoteli i restauracji. Jak ktoś uważa, że fantazjuję, to proszę sobie poczytać o problemach Afryki Południowej z przerwami w dostawie prądu. Jeszcze kilka lat temu tematu nie było, dzisiaj mają black-outy na co dzień, wzrost gospodarczy siada i wszyscy się zastanawiają, jak sobie poradzą z organizacją mistrzostw świata w piłce nożnej w 2010 roku. Ale oni przynajmniej zaczęli inwestować na potęgę, za kilka lat będą mieli kilka tysięcy nowych megawatów, a u nas nie inwestuje się prawie nic. Może chociaż przyrost naturalny wzrośnie jak będzie ciemno, tak jak po wprowadzeniu stanu wojennego, chociaż wtedy nie było żadnych atrakcji, a dzisiaj nawet po ciemku można posłuchać iPoda czy pogadać przez komórkę, do ostatniej kropli energii w baterii.

Jednak wypada raczej płakać niż się śmiać. Po pierwsze Polska i inne kraje Nowej Europy zostały “wycyckane” przez kraje starej Europy w debacie o emisji CO2. Jako rok bazowy do liczenia zmniejszenia emisji CO2 wzięto rok 2005. Tymczasem w latach 1990-2005 Polska obniżyła emisje CO2 o 14%, a na przykład Holandia zwiększyła emisję o ponad 30%. Ponadto kraje rozwinięte EU importują olbrzymie ilości towarów z Chin i innych krajów, ktore stosują “brudne” technologe. Gdyby to policzyć to okazałoby się, że kraje starej Unii bardzo znacząco zwiększyły swój wkład w globalną emisję CO2. Obecny system redukcji CO2 forsowany przez KE tego nie uwzględnia, przez co jest niesprawiedliwy i uderza bardzo mocno w perspektywy gospodarcze Polski.

Na przykład prowadzimy bardzo głęboką debatę na temat kosztów i korzyści wejścia do strefy euro. Dyskutujemy jaka data byłaby optymalna. W świetle tych wyzwań to mocno jałowa dyskusja, bo po pierwsze do euro nie wejdziemy bez prądu, a po drugie przy takich kosztach emisji CO2 wzrost gospodarczy siądzie jeszcze bardziej niż wynikałoby tylko z braku prądu. W ciągu kilku lat rynek energii/CO2 wygeneruje potężny szok stagflacyjny w Polsce (wyższa inflacja i niższy wzrost).

Co można zrobić z tym problemem? Proponuję zakończyć “marsz ślepych” i przejrzeć na oczy. Uważam, że o wiele ważniejsze od miesięcznych danych o produkcji przemysłowej są miesięczne dane o rezerwach mocy energetycznej kraju, szczególnie latem oraz dane o emisji CO2. Te dane powinny być regularnie dostępne i być przedmiotem publicznej debaty. Uważam, że należy w trybie pilnym budować koalicję w Europie i na świecie w celu odejścia od systemu liczenia emisji CO2 opartego na produkcji, w kierunku systemu limitów CO2 opartego na konsumpcji (z uwzględnieniem “importu i eksportu CO2″ przez handel zagraniczny). Powinniśmy w tym celu wykorzystać wybitne umysły w dziedzinie ochrony środowiska jak np. prof. Dieter Helm .

Jeżeli nie zaczniemy działać “wczoraj” to już za kilka lat wzrost gospodarczy w Polsce gwałtownie spowolni a inflacja wzrośnie. Nie wejdziemy do strefy euro, a mistrzostwom Europy w piłce nożnej 2012 będą towarzyszyły codzienne black-outy. Chociaż to ostatnie podobno działa na naszą korzyść, bo po black-outach podobno strzelamy bramki. Wzrostu gospodarczego nie będzie, ale za to Polska może zostanie mistrzem Europy w piłce kopanej. Jak pisał Grzesiuk, Polak w dziurawych portkach, ale zawsze honorny.