Bardzo mnie cieszy, że ponownie rozpoczeła się publiczna debata (artykuł w Rzeczpospolitej) na temat ograniczeń inwestycyjnych OFE. Jako członek KNF zgłosiłem wniosek, żeby Urząd przedstawił analizy pokazujące za i przeciw dla propozycji zwiększenia limitu inwestycji zagranicznych OFE z obecnych 5 do 30 procent aktywów (oczywiście proces ten powinien odbywać się stopniowo, na przykład zwiększając limit o 5 procent rocznie).

Ograniczenie 5 procent wprowadzono na początku tworzenia kapitałowego filaru systemu emerytalnego, gdy system był niedojrzały, gdy Polska nie była członkiem UE i gdy pozyskiwanie kapitału przez polski rząd i polskie firmy na rozwój na rynkach międzynarodowych było trudniejsze niż obecnie. Teraz ryzyko Polski jako członka UE jest znacznie niższe, obserwowana od dziesiątek lat korelacja miądzy krajowymi oszczędnościami a krajowymi inwestycjami znika (tzw. zagadka Feldsteina-Horioki). To oznacza, że argumenty przeciwników zwiększenia limitu, mówiące, że polski kapitał powinien inwestować w Polsce są demagogiczne a nie merytoryczne.

Argumety te są nie tylko demagogiczne, ale również szkodliwe z punktu widzenia interesów przyszłych emerytów, gdyż w ten sposób zmusza się ich do ponoszenia znacznie większego ryzyka (niepewności dotyczącej poziomu ich przyszłych emerytur) uniemożliwiając lepszą dywersyfikację portfeli funduszy emerytalnych. Mam nadzieję, że w ramach zamówionej przez mnie analizy UKNF pokaże, jak wygląda zmienność, VaR i CVarR portfeli OFE (średnia oczekiwana strata ktora może się pojawić na przykład raz na 20 lat), ile wynosi Sharpe ratio dla tych portfeli w porównaniu z globalymi indeksami aktywów (można sięgnąć po indeksy ML, LB, JPM lub Citi).

Ponadto OFE są bezbronne w przypadku dekoniunktury na giełdzie lub w przypadku silengo wzrostu rynkowych stóp procentowych, ponieważ nie mogą dokonywać transakcji na instrumetach pochodnych, takich jak futures na indeksy giełdowe i na stopy procentowe. Nawet jak zarządzający portfelem OFE dojdzie do przekonania, że bessa jest nieunikniona, to może najwyżej stopniowo redukować portfele, co wiąże się ze znacznymi kosztami w porówaniu z niewielkimi kosztami (szczególnie na mniej płynnych spółkach) transakcji w porównaniu z minimalnymi kosztami transakcji na rynku futures.

Przypadek Nothern Rock w Wielkiej Brytanii pokazuje, że regulatorzy rynków finansowych (w naszym przypadku KNF i Ministerstwo Finansów) powinni podejmować właściwe decyzje ze znacznym (często nawet kilkuletnim) wyprzedzenem, a nie czekać, że przyjdzie bessa i dopiero wtedy zastanawiać się nad “rozlanym mlekiem”. Właśnie teraz, gdy ciągle globalna koniuktura jest w dobrym stanie trzeba rozpocząć poważną, merytoryczną debatę nad odpowienimi zmianami w ograniczeniach inwestycyjnych dla OFE.

W długim okresie, docelowo, aktywa OFE powinny obejmować również takie instrumenty jak rynki towarowe, hedge funds, czy private equity. Warto przeanalizować długookresowe stopy zwrotu funduszy założycielskich (endowment funds) uniwersytetów Harwarda, Yale czy Princeton, albo wyniki inwestycyjne Government of Sigapore Investment Corporation w ciągu ostatnich 25 lat (te instytucje inwestują znaczną część aktywów w powyższe rodzaje instrumentów finansowych). Te instytucje osiągały średnie stopy zwrotu bliskie 10 lub przekraczające 10 procent. My na razie się akscytujemy się wysokimi stopami zwrotu za ostatnie kilka lat osiąganymi w Polsce, którym jednak towarzyszy olbrzymie i rosnące ryzyko wynikające ze słabej dywersyfikacji portfeli. Nadszedł czas, aby przestać zmuszać OFE do ponoszenia tak dużego ryzyka, bo w przyszłości “zapłacą” za to polscy emeryci.

Przypominam, że mój blog prezentuje moje prywatne poglądy.