Dzisiejszy artykuł w The Guardian świetnie podsumowuje niezdolność Europy do jakiegokolwiek skutecznego działania w obliczu kryzysu. Podczas gdy USA przygotowują propozycje różnych sankcji wobec Rosji, w tym handlowych i finansowych, za brutalne złamanie wielu traktatów międzynarodowych, kraje Unii Europejskiej myślą przede wszystkim o swoich kosztach i korzyściach. I tak Niemcy nie chcą sankcji, bo obawiają się zaburzeń w dostawach gazu, co mogłoby zaszkodzić ich przemysłowi. Wielka Brytania nie zgodzi się na sankcje finansowe, bo rosyjscy miliarderzy są zbyt ważni dla cen nieruchomości w Londynie i dla biznesu w londyńskim City. To zresztą nic nowego, tak samo było w przypadku kryzysu finansowego, gdyby nie zdecydowane działania EBC, już dzisiaj nie byłoby strefy euro w obecnym kształcie, a kraje PIIGS byłyby bankrutami. Ale o ile  w obszarze finansów władza jest częściowo scentralizowana w EBC, w sferze gospodarki i obronności mamy zestaw krajowych polityk, albo słabo skoordynowanych albo – coraz częściej – wzajemnie sprzecznych. …

Rosja dobrze to rozumie i wie, że ze strony Unii nie grożą jej żadne znaczące sankcje gospodarcze. A USA same nie podejmą decyzji o sankcjach, jeżeli nie będą miały poparcia Europy. Zatem Rosja może spokojnie realizować swoje strategiczne interesy w swoje strefie wpływów. Na razie oznacza to coraz ściślejszą kontrolę nad eksportem ropy i gazu z terenów dawnego ZSRR. Z tym wiąże się inny cel strategiczny Rosji, czyli utrzymanie wysokich cen surowców energetycznych, ale bez długotrwałej paniki cenowej, bo ta może wywołać niepokojące dla Rosji zjawiska, takie jak zmiana polityki energetycznej USA, przyspieszenie eksploracji gazu łupkowego czy odejście od polityki ochrony klimatu i powrót do większego wykorzystania węgla. Obecnie realizowany scenariusz na Krymie pozwala zrealizować te cele, bez żadnych istotnych kosztów dla Rosji.

Oczywiście jest to strategia wysokiego ryzyka, bo działania militarne nie zawsze dadzą się dokładnie zaplanować i zrealizować, i prędzej czy później ludzki błąd może doprowadzić do tragedii i eskalacji kryzysu. Wtedy jedynym istotnym ryzykiem gospodarczym dla Rosji będzie silne osłabienie rubla które mogłoby się przerodzić w wewnętrzną panikę, chociaż obecne rezerwy dewizowe są wysokie i wynoszą prawie 500 mld dolarów, co ogranicza ryzyko paniki, ale go nie eliminuje.

Brak stanowczej reakcji Europy na agresję Rosji na Ukrainę powinien dać polskim władzom dużo do myślenia.  Gdyby polska przestrzeń powietrzna została naruszona przez rosyjskie samoloty wojskowe, albo doszło do innych prowokacji, Polska prawdopodobnie może liczyć na to, że oświadczenia które wydadzą kraje UE będą o wiele ostrzejsze w tonie i bardziej zdecydowane niż obecne oświadczenia. I tyle. Musimy liczyć tylko na siebie, jak w 1939 roku.

Oczywiście nie dojdzie do tego w najbliższych dniach, miesiącach czy latach. Bo Rosja nie ma w tym żadnego interesu. Nowe rurociągi omijają Polskę, więc ryzyko utraty ciągłości dostaw gazu do Europy Zachodniej z powodu działań podejmowanych przez Polskę jest coraz mniejsze. Jak polskie władze będą machały szabelką, to Rosja wprowadzi embargo na to czy tamto i pogrąży wiele polskich firm, więc machania szabelką i drażnienia niedźwiedzia też nie będzie, niezależnie od tego kto obejmie władzę w Polsce w 2015 roku.

Co z tego wynika dla Polski? Przez najbliższą dekadę nic nam ze strony Rosji prawdopodobnie nie grozi. W międzyczasie w wielu krajach Europy dojdą do władzy partie nacjonalistyczne i może się okazać, że imperialistyczna Rosja nie będzie naszym głównym zmartwieniem. A nawet gdyby okazało się że ktoś nas zaatakuje, to młode pokolenie, wychowane na Christie lub Doyle’u zamiast na Mickiewiczu lub Sienkiewiczu (usunięto te polskie książki z listy lektur obowiązkowych w gimnazjum) albo od razu się podda albo ucieknie. I znowu stare powiedzenie Grzesiuka będzie aktualne: jesteśmy silny, zwarci i gotowi. Czyli silni w gębie, zwarci przy pijaństwie i gotowi do ucieczki za granicę. Chociaż teraz może powinno się powiedzieć: silni w ćwierkaniu, zwarci przy pijaństwie w samolocie i gotowi do ucieczki do Brukseli.