W minionych dniach mamy zalew informacji medialnych dotyczący konfliktu między Rosją a Ukrainą.W większości jest to szum informacyjny, który nie pozwala zrozumieć o co naprawdę chodzi w tym konflikcie. Czytelnikom bloga, którzy chcą zobaczyć te wydarzenia we właściwej perspektywie polecam kilka raportów opublikowanych przez Razumkov Centre i przez NATO, które umieściłem w repozytorium na blogu. Polecam szczególnie raport o bezpieczeństwie w basenie Morza Czarnego. Z tego raportu pochodzi powyższy rysunek, pokazujący relatywną siłę armii krajów regionu. Jak widać, Ukraina ma niecałe 200 tysięcy żołnierzy, 800 czołgów i 200 przestarzałych samolotów, z Rosja ma milion żółnierzy, ponad 20,000 czołgów, i ponad 2500 samolotów. Trzecim istotnym graczem w regionie, o czym się nie pisze w mediach jest Turcja, członek NATO, która ma pół miliona żołnierzy i tysiąc samolotów. Tutaj jest informacja na temat aktywności Turcji na Krymie. Pozostałe kraje regionu są militarnie nieistotne, w tym Polska (według Wikipedii mamy mniej niż 100 tysięcy żołnierzy, 900 czołgów i 100 samolotów bojowych). Pierwszy wniosek: Polska jest krajem militarnie zupełnie nieistotnym w regionie i jako taki nie będzie miała na nic wpływu. Nasi oficjele mogą sobie najwyżej poćwierkać lub wydać kolejne oświadczenia. Z powyższego rysunku wynika także, że tylko w regionie basenu Morza Bałtyckiego Rosja ma siły zbrojne o sile rażenia większej niż cała armia ukraińska. Dlatego konflikt zbrojny Ukraina-Rosja jest bardzo mało prawdopodobny, a Instytut Stratfor (nazywany prywatnym CIA) wręcz pisze, że przejęcie Krymu przez Rosję (na zasadzie autonomii) jest tylko kwestią czasu.

Według raportuPWC, łączna wartość zagranicznych inwestycji bezpośrednich ulokowanych na Ukrainie przez minione dwie dekady, w połowie 2013 roku wyniosła 55 mld dolarów. Największy udział miał Cypr (czyli głównie rosyjskie wehikuły podatkowe) – 32%, Niemcy -11%, Holandia (znowu między innymi wehikuły podatkowe) – 9%, Rosja -7% i Austria – 6%). Według danych wydziału ekonomicznego polskiej ambasady w Kijowie polskie firmy do tej pory zainwestowały na Ukrainie niecały miliard dolarów co nas lokuje na 12 miejscu.  Jak widać mimo faktu, że Polska są sąsiaduje z Ukrainą, nasze inwestycje w tym kraju były bardzo małe. Wniosek drugi: Polska nie ma znaczących w relacji do wielkości naszej gospodarki aktywów na Ukrainie, które mogą być zagrożone przez konflikt, co nie wyklucza, że niektóre polskie firmy w jednostkowych przypadkach mogą ponieść znaczne straty.

Innym ważnym aspektem jest wymiana handlowa. Ukraina jest na 9 miejscu wśród odbiorców polskich towarów, w pierwszej połowie 2013 roku wyeksportowaliśmy towary za nieco ponad 2 mld dolarów (wzrost o 10%) a kupiliśmy towary za niecały miliard (spadek po ponad 20%). Łączne obroty handlowe Polski z Ukrainą to niecałe 2 procent naszych obrotów handlowych. Zatem relacje handlowe Polski i Ujrainy są mała znaczące i poniżej potencjału obu gospodarek. Wniosek trzeci: Polska jako członek Unii Europejskiej sąsiadujący z Ukrainą powinna była budować jak najsilniejsze więzy gospodarcze z Ukrainą, aby gospodarczo związać Ukrainę z Europą, a przez to wspierać rozwój Ukrainy. W tej roli ponieśliśmy dramatyczną porażkę.

Jak widać, zarówno nasza pozycja militarna w regionie, jak i nasza aktywność gospodarcza na Ukrainie pokazują dobitnie, że nasza rola w regionie jest marginalna, chociaż czasami widzowie przed telewizorami mogą odnieść inne wrażenie, obserwując aktywność polskich polityków na Majdanie.

Konflikt na linii Rosja-Ukraina ma natomiast ogromne znaczenie geopolityczne. Jakiś czas temu pisałem, że w kolejnych latach w Europie będą narastały nacjonalizmy, które mogą w skrajnych scenariuszach prowadzić do redefinicji granic. Widzieliśmy to na wschodzie, gdzie Rosja przesunęła granicę Gruzji o 11 kilometrów, teraz to samo prawdopodobnie stanie się na Ukrainie, wraz z odłączeniem Krymu od Ukrainy po referendum 30 marca.  To powinno prowadzić do pewnej refleksji odnośnie bezpieczeństwa Polski, w wymiarze militarnym i energetycznym. Szczególnie istotna jest reakcja Unii Europejskiej i NATO na de facto już dokonaną agresję militarną Rosji na Ukrainę. Jeżeli UE i NATO ograniczą się do komunikatów, to oznacza rosnące ryzyko, że poczucie bezpieczeństwa Polski wynikające z członkostwa w NATO jest iluzoryczne, podobnie jak nasze sojusze przed 1939 rokiem. Wydaje się mało prawdopodobne, żeby Unia (czytaj Niemcy, bo tak to wygląda dzisiaj w praktyce) zdecydowała się na poważne sankcje gospodarcze wobec Rosji, ponieważ relacje gospodarcze Niemiec i Rosji są zbyt poważne i zbyt wielu wpływowych ludzi mogłoby stracić pieniądze.

Oczywiście w tym konflikcie, jak zawsze, chodzi wyłącznie o pieniądze. Czyli o kontrolę nad gazociągami i ropociągami, o kontrolę na aktywami, o strategiczną lokalizację baz wojskowych, które będą chroniły interesy gospodarcze oligarchów z danego kraju (przypomnijmy że w książce jeden z emerytowanych wysokich rangą oficjeli CIA napisał, że ponad połowa operacji tej agencji służyła obronie interesów firm amerykańskich za granicą). Nie mam wiedzy, która pozwoliłaby dobrze zdefiniować te interesy, bo jestem ekonomistą a nie politologiem, czy specjalista od stosunków międzynarodowych. Ale może czytelnicy bloga podrzucą linki do dokumentów, publikacji, które pozwolą sobie wyrobić zdanie na ten temat.