Nie można wykluczyć, że złoty zostanie wkrótce zaatakowany przez spekulantów. Dlaczego? Po pierwsze gospodarka polska ma strukturalne słabości (opisane poniżej) które do tego zachęcają. Po drugie istniej poziom kursu, który trzeba bronić czyli około 4,70 do euro, po przekroczeniu którego poziom długu publicznego przekroczy 55% PKB. Po trzecie mamy zapowiedzi interwencji, co pozwala na zbudowanie większych pozycji spekulacyjnych bez ruszania rynkiem i na zarobienie większych pieniędzy. Po czwarte, jest data, czyli koniec roku, kiedy poziom kursu musi być obroniony.

Jakie są strukturalne słabości naszej gospodarki. Przede wszystkie potężne zadłużenie za granicą, co się wyraża jedną z najwyższych na świecie ujemną międzynarodową pozycją inwestycyjną i bardzo małymi aktywami zagranicznymi. Dzisiaj jestem keynote speakerem na konferencji organizowanej w Warszawie przez agencję ratingową Standard and Poors. Poniżej przedstawiam jeden ze slajdów z mojej prezentacji, który porównuje nasze pasywa zagraniczne w tym te które można szybo wycofać z Polski, do naszych rezerw dewizowych. Różnica wynosi 300 mld dolarów. Więc nie powinno nam się wydawać, że NBP i rząd mają dość naboi żeby zatrzymać atak spekulantów. Nie mają. I jeszcze z rezerw ma być zrzutka na Włochy, po “wypraniu” tych pieniędzy w MFW, żeby udawać że banki centralne nie finansują rządów.

Ale, ktoś powie, jeszcze jest 30 mld dolarów w Elastycznej Linii Kredytowej (FCL). Fachowny wiedzą, że FCL jest po to, żeby nigdy nie została wykorzystana, bo jak uszczkniemy z niej choćby dolara, to rozpęta się piekło na rynku, spekulanci zrozumieją to tak, że Polska już pozbyła się rezerw w pozabilansowych transakcjach forwardowych (jak Tajlandia w 1997 roku) i musi używać FCL-a.

Wniosek: byłbym bardzo ostrożny w przeprowadzaniu interwencji walutowych. My mamy pistolet na wodę, spekulanci mają bazookę.

Poland_leverage