Ponieważ w debacie w Sejmie premier i minister finansów podali nieprawdziwe informacje dotyczące wpływu podwyżki podatku VAT na biedne i bogate gospodarstwa domowe, poniżej podaję jak to faktycznie będzie wyglądało.

Załóżmy, że mamy dwie osoby, biedny Paweł i bogaty Gaweł. Paweł zarabia netto 1000 złotych miesięcznie, a Gaweł 20,000 złotych. Paweł na utrzymanie wydaje wszystko, Gaweł wydaje 5,000 złotych a 15,000 złotych oszczędza i/lub przeznacza na spłatę kredytu na dom. Zgodnie z danymi GUS można założyć, że Paweł około 30% swojego comiesięcznego budżetu wydaje na jedzenie (w jakiejś proporcji na nieprzeworzone,  niskoprzetworzone i wysokoprzetworzone), a 70% na inne cele, opłacenie czynszu, prądu, rachunek za telefon komórkowy, bilety komunikacji miejskiej, naprawę zdartych butów lub kupno nowych etc. Gaweł na żywność wydaje znacznie więcej nominalnie, ale mniej procentowo jeśli chodzi o udział w wydatkach, ale głównie chodzi do restauracji.

Jeszcze jedno założenie. Ponieważ żywność niskoprzetworzoną robi się z surowców nieprzetworzonych (gdzie VAT rośnie z 3 do 5%), z energii elektrycznej, gazu etc. (gdzie VAT rośnie o 1%), oraz trzeba ją przetransportować do klientów (VAT od usług transportowych rośnie o 1%, a ceny paliw znacznie więcej niż 1%), to należy oczekiwać, że pomimo obniżki VAT z 7% do 5%, ceny chleba i wędlin nie spadną, tylko raczej wzrosną. Ale zróbmy rządowi przyjemność i załóżmy że te ceny będą bez zmian.

Policzmy teraz o ile wzrośnie opodatkowanie (poprzez wzrost cen) bieżących dochodów Pawła i Gawła. Jeżeli Paweł z 30% wydawanych na żywność, 20% wydaje na żywność niskoprzetworzoną, gdzie ceny nie wzrosną, a w innych grupach towarów odpowiedzialnych za 80%wydatków Pawła przełożenie wzrostu podatku na cenę będzie pełne, to opodatkowanie dochodów Pawła wzrośnie o 0.8%. Zatem efekt wzrostu podatku VAT dla Pawła oznacza, wzrost opodatkowania jego dochodów o 0.8%. Inaczej, to tak samo jakby przy stabilnych cenach zwiększyć mu podatek PIT o 0.8%.

O ile wzrośnie opodatkowanie dochodów bogatego Gawła. Ponieważ  je wyłącznie w restauracjach, więc wszystkie jego wydatki będą objęte wzrostem podatku o 1%, co się przełoży na wzrost cen o 1%. Ale bogaty Gaweł wydaje tylko 25% swoich dochodów, więc zmiana jakiej doświadczy będzie odpowiadała zwiększeniu podatku PIT o 0.25%.

W ten sposób rząd zaproponował zmiany, które osobie zarabiającej 20,000 złotych podnoszą opodatkowanie dochodów o 0.25%, a osobie biednej o 0.8%.

Można językiem ekonomicznym dodać, że podatek VAT jest podatkiem silnie degresywnym, czyli jego udział w dochodach silnie spada w kolejnych dochodowych grupach decylowych. Rząd decydując się na wzrost degresywnego podatku VAT musiał uderzyć w najniższe grupy decylowe pod względem dochodów. Wielu ekonomistów rozumie te rzeczy, dlatego w mediach proponowano ujednolicenie stawki VAT (na poziomie 19-20%) i transfery socjalne które uchroniłyby najbiedniejszych przed wzrostem opodatkowania. Ale rząd nie słuchał i skończyło się jak zwykle. Najwięcej zapłacą najbiedniejsi.