Wróciłem z nart we Włoszech, jak zwykle było świetnie.

Na początku grudnia zeszłego roku napisałem na blogu, że Grecja jest chorym człowiekiem Europy, oraz że jest to przypadek beznadziejny. W odróżnieniu od polityków, którzy debatują na temat Grecji ale niewiele wiedzą o tym kraju, pracowałem w Grecji jako informatyk pod koniec lat 1980-tych. Z własnego doświadczenia wiem, że w Grecji żadne poważne reformy nie mają szans. Kraj zaleją strajki przeciw cięciom wydatków i podwyżkom podatków, każdy rząd który zaproponuje bolesne reformy upadnie. Gdy pracowałem w Grecji jako informatyk, w ciągu kilku tygodni zrobiłem pracę, która normalnie zajmowała Grekom pół roku, wydajność pracy była bardzo niska i od tej pory niewiele się zmieniło. Dwa główne źróła dochodu Grecji, turystyka i transport morski zostały silnie dotknięte kryzysem u szybko się nie odrodzą. Grecja jest jednym z mniej konkurencyjnych i bardzo przeregulowanych krajów Europy. Uwaga, Polska jest jeszcze bardziej przeregulowana niż Grecja, co powinno być ostrzeżeniem dla naszych decydentów. Średni deficyt budżetowy Grecji od 1980 roku przekracza 7 procent PKB, Grecja jest krajem w którym liczba osób aktywnych zawodowo już się kurczy, co wpływa silnie negatywnie na potencjalne tempo wzrostu. Grecja nie powinna w ogóle być w strefie euro, bo weszła do EMU oszukując na danych.

Politycy mają do wyboru dwie drogi. Albo pozwolą na dostosowanie rynkowe, czyli na bankructwo rządu Grecji, albo będzie europejska zrzutka. Tylko jak wytłumaczyć Niemcom, którzy dopiero co podnieśli wiek emerytalny do 67 lat, żeby płacili za wczesne emerytury Greków cieszących się słońcem i ouzo od 55 roku życia. Polityka wygra nad zdrowym rozsądkiem i prawdopodobnie Grecja uzyska jakieś finansowanie ze strefy euro, co stworzy niebezpieczny precedens na przyszłość, po co robić reformy jak podatnicy europejscy i tak zapłacą.

Warto pamiętać, że zadłużenie sektora prywatnego Grecji nie jest duże i że problem dotyczy wyłącznie sektora finansów publicznych. Dlatego zdecydowanie lepszym rozwiązaniem byłoby wdrożenie programu naprawczego zaordynowanego przez MFW, pomimo moich zatrzeżeneń co do skuteczności tych programów. Takie działania byłyby znacznie bardziej merytoryczne niż propozycje przywódców UE, którzy starają się wypaść dobrze przede wszystkim przez elektoratami w swoich krajach.

Z pewnością rynki finansowe z ulgą przyjmą obietnice finansowanie Grecji przez kraje europejskie, ale po początkowej euforii okaże się, że żadne poważne reformy nie sa możliwe i problemy powrócą ze zdwojoną siłą. Ponieważ Grecja nie ma swojej własnej waluty, jedyną drogą skuytecznej naprawy sytacji (odzyskania konkurencyjności) jest wewnętrzna dewaluacja, czyli spadek płac nominalnych. Ale na to nie będzie zgody związków zawodowych, które wyprowadzą ludzi na ulice.

W tym greckim galimatjasie jest jeden pozytyw. Dzięki Grecji euro ma szanse się jeszcze osłabić, co pozwoli na silniejszy wzrost eksportu strefy euro i będzie wspierało ożywienie w Europie w najbliższych miesiącach.

Solidarność europjeska to bardzo ważna wartość. Ale są granice tej solidarności. Grecja osiągnęła 90 procent średniego dochodu na mieszkańca strefy euro, co zobowiązuje. Jeżeli okaże się – czego się spodziewam – że reformy w Grecji są niemożliwe, to warto się zastanowić nad mechanizmami dyscyplinującymi, łącznie z wydaleniem ze strefy euro, na przykład można wprowadzić status kraju stowarzyszonego ze strefą euro. Może dopiero taki straszak wymusi konieczne reformy. Nie tylko w Grecji.

Kalinychta.