Właśnie wróciłem z dwutygodniowego urlopu który w tym roku spędziliśmy w gronie dwóch rodzin (model 2+2) w Singapurze i Malezji. Poniżej opisuję moje wrażenia jako ekonomisty. Najpierw podstawowe dane, według CIA World Factbook dochód narodowy Singapuru wynosi 52.000 USD na głowę (według parytetu siły nabywczej, tzw. PPP), Malezji 15.300 USD a Polski 17.300 USD (dane za 2008 rok). Kurs walutowy: jeden dolar singapurski to mniej więcej dwa złote, a jeden ringit malezyjski to 80 groszy.

Na zdjęciu poniżej widać centrum finansowe w Singapurze, a poniżej sieć knajpek wokół kanału-jeziora, przy którym stoi pomnik Sir Raffles’a, Brytyjskiego założyciela Singapuru. Do tej pory język angielski jest powszechny, każdy napotkany mieszkaniec z którym rozmawiałem mówił dobrze po angielsku, chociaż niektórzy z silnym chińskim akcentem. W Singapurze byłem służbowo 10 lat wcześniej, zapamiętałem, że taksówki są bardzo tanie i bardzo trudno je złapać na mieście, pod tym względem nic się nie zmieniło, taksówki są 2-3 razy tańsz niż w Warszawie, ale konia z rzędem temu, komu uda się zatrzymać taksówkę na ulicy, a na każdym postoju czeka po kilkanaście osób, jak u nas za komuny.

sing1_small.png

W jednej z knajpek na zdjęciu jedliśmy lunch na 8 osób, bardzo dobre ryby i owoce morza, trochę nami potrząsnął rachunek za 500 dolarów singapurskich,  co jaskrawo kotrastuje z tanimi taksówkami, widać że ceny ralatywne w Singapurze są inne niż te do których jesteśmy przyzwyczajeni, zapewne wynika to z innych regulacji i innej tradycji. Najlepsze były kraby, chili albo pieprzowe, palce licać.

W mieście w ogóle nie widać kryzysu ani recesji, sklepy i restauracje zatłoczone, ludzie uśmiechnięci i zadowoleni, wszędzie tłoczno. Ceny ubrań i elektroniki podobne do tych w Polsce, oczywiście podróbki w chińskiej dzielnicy Little China o wiele tańsze, ale jakość też słaba.

Następnego dnia pojechaliśmy na wyspę Sentoza, gdzie jest wiele atrakcji dla dzieciaków, piękne akwaria (rekiny, żółwie giganty, płaszczki) i ruchomy chodnik dla zwiedzających, park z rzadkimi owadami -  na zdjęciu widać jak nas obsiadły papugi, są bardzo łakome i srają, i wiele więcej.  Dzieciaki były zachwycone. Podobał nam się też pokaz różowych delfinów. W 2010 roku otworzą wielkie wesołe miasteczko, widzieliśmy jak budują olbrzymi roller-coaster.

sentoza_papugi_small.png

Singapur to kraj o wysokim poziomie dochodu na osobę, to widać na każdym kroku. Zadbane i czyste ulice, wszędzie kwiaty, chociaż widzieliśmy też kilku bardzo starych chińczyków wiązących na wózkach tekturę do skupu. W Singapurze nic nie wolno, bo za wszystko są kary (za żucie gumy na ulicy, za jedzenie lub picie w metrze, za śmiecenie. Możne kupić nawet koszulkę “Singapore fine city”, gdzie angielskie “fine” jest użyte nie jako fajny, tylko jako mandat. Za przemyt narkotyków grozi kara śmierci, a za niezadeklarowanie wwożonego tytoniu grozi kara 10.000 dolarów singapurskich.

Przejście graniczne między singapurskim Woodlands Checkpoint a malezyjskim Johor Baru oddziela dwa światy: kraj rozwinięty i kraj rozwijający się. Mimo podobnego poziomu dochodu na głowę jak Polska, Malezja optycznie wydaje się biedniejsza, ale przestrzegam przed pochopnymi wnioskami, udział towarów wysokich technologii w eksporcie mają wyższy niż Polska, mają też własną markę samochodu – Proton, średni model kosztuje około 40.000 ringitów, ale nie polecam, jadąc wiele razy Protonami taksówkami miałem deja vu jak z Poloneza sprzed 20 lat.

W odróżnieniu od Singapuru taksówki jeżdzą bez licznika i oszukują cudzoziemców, biorą 2-3 razy wyższą opłatę niż się należy. Ale nawet mimo tego procederu taksówki i tak są dla nas tanie. Jedzenie na ulicy jest bardzo tanie i smaczne. Z jednym wyjątkiem, poniewaz wszytko było tanie zamówiliśmy sobie w hotelu do kolacji dwie butelki wina, nic specjalnego białe australijskie z 2007 roku, potem okazało się że po 170 ringitów za butelkę. Zatem w Malezji wszystko dla turysty jest tanie, poza winem, które jest dużo droższe niż u nas. Ponownie ceny relatywne są dla nas dziwne, ale to pewno wynika z faktu, że w Malezji 60% populacji to Muzułmanie, więc wysoke ceny mają zniechęcić do picia alkoholu.

Nie będę pisał co warto zwiedzić, bo od tego są przewodniki. Za to napiszę że w Kuala Lumpur spotkaliśmy znajomych-znajomych i poszliśmy razem na kolację na bardzo dobre chińskie jedzenie. Znajomi mieli dwie córki i martwiliśmy się czy dzieci będą się bawiły. Niepotrzebnie, okazało się że mówią tym samym globalnym językiem który nazywa się Nintendo-DS, co ilustruje poniższe zdjęcie na którym jest moja córka Asia, Malezyjka Bridgette i różowy DS. Globalizacja działa, dzieci znały te same gry i świetnie się bawiły.

ds_global_language_small.png

W Kuala Lumpur największą atrakcją są oczywiście Twin-Towers, czyli bliźniacze wieże, bardzo podobał nam się też największy w Azji park z rzadkimi ptakami. Te wieże, autostrady, lotnisko i wiele innych budowli to dzieło poprzedniego premiera Malezji, kontrowersyjmego Mohatira, piątego premiera, autora wizji Malezja 2020. W Malezji premierzy rządzą długo, od 1957 roku było ich tylo sześciu. Na pytanie czy Mohatir był dobrym czy złym premierem mieszkańcy Malezji nie odpowiadają jednoznacznie. Na dzień przed naszym przyjazdem do Kuala Lumpur były duże strajki przeciw prawu, które pozwala zatrzymać na wiele dni dowolną osobę bez aktu oskarżenia. Ciekawe było to, że wykształceni Malezyjczycy,  z ktorymi rozmawialiśmy popierali to prawo, tłumacząc, że do w Malezji jest wielu imigrtantów, w tym nielegalnych którzy popełniają przestępstwa i że takie prawo jest konieczne.

twin_towers_small.png

W Malezji czytałem regularnie lokalne gazety, te które wychodzą po angielsku. Od razy zwróciłem uwagę na olbrzymią różnicę z polskimi gazetami. U nas dominują kłótnie (polityczne), wypadki, mordestwa, skandale. W malezyjskich gazetach było inaczej, dużo pisano i wizji nowego premiera określanej jako 1-Malaysia, czyli jedna-Malezja, której celem jest zjednoczenie wielokulturowego społęczeństwa wokół wspólnej idei. Pisano o wdrażanym po raz pierwszy na świecie w takiej skali systemie zarządzania przez cele w sektorze publicznym (ministerstwa mają KPIs, czyli konkrentne i mierzalne kluczowe cele do realizacji), toczyła się poważna debata czy uczyć matematyki w dwóch językach czy w jednym. Pisano dużo o sukcesach kraju, o wyskokiej pozycji w rankingach Banku Światowego (o 40 pozycji przed Polską w rankingu doing business, z konkrentym celem dalszego poprawienia pozycji Malezji do 2012 roku), o kontraktach wygranych przez malezyjskie firmy. Jednak najbardziej zdumiały mnie wypowiedzi rządu, który twierdził że trzeba uważnie słuchać opozycji, i jeżeli ma rację to należy realizować postulaty opozycji, bo przecież wszystkie partie mają na celu dobro kraju. To zupełnie nie do pomyślenia w Polsce, bo opozycja z definicji nie może mieć racji. Mamy się czego uczyć od Malezyjczyków!!! Poza tym widać w gazetach myślenie strategiczne, banki i duże firmy dają ogłoszenia, w których wiodącym motywem jest 1-Malaysia, toczy się poważna dyskusja o przyszłości kraju. Jak to możliwe, że polskie gazety tak nie potrafią, tylko ciągle morderstwa, wypadki i skandale.

W tym czasie twała poważna epidemia wirusa świńskiej grypy w Malezji, w 25- miliowowym kraju było 2000 zachorowań i 20 zgonów i skala zwiększała się. Ale nie było paniki,  w gazetach były rzeczowe artykuły jak postępować, że nie trzeba zamykać szkół tylko trzeba przestrzegać zasad (maseczki, mycie rąk, ranne sprawdzenie temperatury etc.). Życzyłbym sobie w Polsce takiego poziomu w naszych gazetach, rzeczowo, konkretnie bez taniej sensacji.

Drugi tydzień pobytu po objazdowym zwiedzaniu spędziliśmy leniuchując w dobrym hotelu na wyspie Penang. Kiedyś wyspa była zwana perłą Azji Południowo-Wschodniej, teraz jest zalewana betonem, powstają 50 piętrowe wieżowce. Ale hotel Shangri La Rasa Resort był świetny, bajkowy, z bardzo dobrym jedzeniem.

Jeszcze dwie rzeczy zostaną mi w pamięci. W Malezji jest wiele narodów, są barwni Hindusi, mieszkający w Little India, są rdzenni Muzułmanie, jest wielu Chińczyków, jest sporo przyjezdnych z całego świata, choć relatywnie mało z Europy. W oczy rzucają się jednak “Black Ninja”, czyli ubrane na czarno od stóp do głów, łącznie z twarzą, kobiety z Zatoki Perskiej, a o tym że lokalnie są nazywane Czarne Ninja ze względu na strój dowiedzieliśmy się od taksówkarza w Kuala Lumpur.

Druga rzecz, której nigdy nie zapomnę to “durian”, owoc zwany królem owoców w Malezji. Nasz przewodnik mówił, że durian “smells like hell but tastes like heaven”, czyli że pachnie jak piekło ale smakuje jak niebo. Rzeczywiście otwarty durian strasznie smierdzi, moje dzieci jak piardną to teraz mówią, że puściły duriana. Więc spóbowaliśmy duriana, zatykając nosy. Niestety dla Europejczyka smakuje tak samo jak pachnie, więc oddaliśmy przewodnikowi który zajadał się ze smakiem. Widać jak silnie tradycja i kultura wpływna nawet na kubki smakowe. Nie polecam, ale każdy kto będzie w Malezji powinien spróbować duriana, tego smaku się nie zapomina!!! Durian wygląda jak na zdjęciu poniżej, jaka szkoda, że blogi jeszcze nie potrafią oddać zapachu. Przywieźliśmy cukierki z duriana, będziemy częstować znajomych
:-)

durian_small.png